piątek, 23 stycznia 2015

Czym jest architektura informacji?

Znajomi z mojej pracy zawsze mają problem z określeniem mojego wieku. Gdy po raz kolejny mówię im : mam 20 lat, zaczynają niedowierzać i zaprzeczać, mówiąc, że zachowuję się jak 25, a wyglądam na 23... no dzięki :)

Mam 20 lat i studiuję na II roku .
Zapytana o moje studia, spotykam się z serią pytań zaczynających się od : "co to?" Nie da się nie zauważyć, że prawie nikt nie wie, czym jest architektura informacji i naprawdę się temu nie dziwię.

Architektura informacji- to sztuka oraz nauka organizowania i etykietowania w celu wspierania użyteczności informacji

 Dla mnie architektura informacji to porządkowanie informacji, które zostały niezbyt dobrze przedstawione, to prezentowanie informacji w najczytelniejszy sposób, to projektowanie i programowanie stron internetowych, aby były jak najlepsze w obsłudze, to badanie rynku seo, social media i webwriting.

To stosunkowo nowa dziedzina wiedzy, dlatego najczęściej językiem przewodnim w dziedzinie AI jest język angielski. Zasoby literatury są dosyć niewielkie, a te już istniejące wciąż się zmieniają tak jak zmienia się internet.



Lubię swój kierunek studiów. Moi starsi znajomi często dziwią się, że mam takie, a nie inne przedmioty- w ich miejscach pracy często  poszukiwani są ludzie, którzy znają się na pozycjonowaniu serwisów internetowych itd. Teraz lubię go nieco mniej, mam sesję, sporo projektów i raportów do oddania :)

Jasne, można twierdzić, że jest to kolejny wymysł kadry uczelnianej, której jedynym celem jest pozyskanie nowych studentów. Nie do końca się z tym zgodzę. Może dlatego, że architektura informacji jest nowym kierunkiem studiów licencjackich występującym na dwóch uczelniach w Polsce ( Kraków, Gdańsk). Moja kadra wykładowców to w większości ludzie z pasją, którzy swoimi zainteresowaniami naprawdę potrafią zarazić. Mimo wszystko moje serce bije bardziej w stronę dziennikarstwa i to chyba wokół niego wolę skupić swoją uwagę na studiach magisterskich :)

piątek, 16 stycznia 2015

Najbardziej spontaniczna podróż roku...

Sama nie wiem kto z nas pierwszy wpadł na ten pomysł. Ja czy mój bardzo dobry kolega P. Tamto popołudnie nie zapowiadało niczego szalonego. Leniwie popijaliśmy kawę w jednej z wielu kawiarenek na Rynku.
Decyzję o tym, że wybieramy się do Berlina podjęliśmy jednoznacznie w ciągu minuty.
Godzinę później byłam już w pociągu Kraków-Szczecin.



Pierwszym odczuciem, które towarzyszyło mi pokonując kolejne metry w Berlinie był wewnętrzny spokój. Patrząc na mijanych po drodze ludzi wiedziałam, że mają zupełnie inne podejście do życia niż Polacy- są w stanie w każdej chwili pomóc innym, są życzliwi. O czym niejednokrotnie zresztą się przekonałam.





        Miasto wywarło na mnie ogromne wrażenie. 
Wszystko jest dokładnie zaplanowane i nie ma tam przypadkowych obiektów, połączeń. Jest wręcz stworzone dla turystów. Moją uwagę przykuwał rozwój kulturowy miasta, jest tam mnóstwo ośrodków, muzeów które warto odwiedzić. Bardzo przyjemnie podróżuje się tamtejszą komunikacją miejską, jest ona wręcz bezproblemowa. Już nieraz miałam okazję podróżować metrem, jednak w Berlinie nie odczułam tego, że jestem w innym mieście i powinnam śledzić mapę miasta bo i tak wiedziałam że trafię tam gdzie zechcę :)


Udało mi się zobaczyć wszystkie miejsca o których nawet nie zdążyłam pomyśleć. Centrum Berlina najlepiej przemierzać spacerem  natrafiając na kolejne miejsca z cyklu must see. Ku mojemu zaskoczeniu, śledząc później mapę Berlina razem z Google udało nam się zrobić trasę perfekcyjną :) Bez nawigacji, mapy.. Przypadek? Nie sądzę :)


Niestety moja przygoda z Berlinem trwała zbyt krótko. Jestem pewna, że jeszcze tam wrócę.Polecam szczerze wszystkim tym, którzy mają chociażby dwa dni wolnego i nie wiedzą co z nimi zrobić :)


czwartek, 8 stycznia 2015

podróżnie...


Wracam  ze świątecznej, poświątecznej, sylwestrowej i noworocznej przerwy. Nie pamiętam, kiedy ostatnio miałam okazję pobyć tyle czasu z rodziną i przyjaciółmi. Bardzo miło jest oderwać się od codziennych obowiązków, pracy i spędzić te chwile w taki sposób, który najbardziej mi odpowiada.

Zadziwia mnie to, że moje rodzinne miasto jest oddalone od Lublina o nieco ponad 100 km, a tymczasem po raz pierwszy miałam okazję tutaj nocować i przebywać dłużej niż godzinkę. #wstydsięprzyznać

Miejsca przy oknie są bez wątpienia najlepszymi miejscami w pociągu.
Bardzo rzadko mam okazję korzystać z transportu kolejowego, może właśnie dlatego nieźle się z nim dogaduję. Po kilku intensywnych dniach spędzonych w Lublinie z przyjaciółmi miło jest delektować się kilkoma godzinami w pustym przedziale :)

 (Pod warunkiem, że nikt nie próbuje mnie do tego zmusić) lubię podróżować. Niezależnie od ilości czekających do pokonania kilometrów podoba mi się ten dreszczyk ekscytacji towarzyszący odbywaniu podróży.

Ubiegły rok zaowocował kilkoma wyjazdami, które bardzo miło będę wspominać. Podróże małe i duże. Wiedeń, Berlin, Gdańsk, Szczecin i kilka mniejszych miast...

Każda z tych podróży pokazała mi inny punkt widzenia. Chyba to jest właśnie najcenniejsze, stanowi niemalże esencję podróżowania.
Każde z miejsc posiada swój niepowtarzalny charakter, który pozwala na zapamiętanie i odróżnianie go od wielu innych.
W końcu, w każdym z nich można spotkać cudownych ludzi do których będziemy chcieli jak najszybciej wrócić.

Tak jak wcześniej wspomniałam, uwielbiam podróżować gdy nikt obok mnie nie powtarza mi ciągle: idźmy tu , róbmy to... Nie wywiera na mnie wpływu mówiąc: zarezerwowałem/am nam hotel gdzieśtam za trzy dni weź wolne na tydzień i się spakuj... Takie sytuacje odbierają mi całą przyjemność i urok planowania podróży. A ja lubię planować.



Podobno  podróżników można podzielić na dwie kategorie: tych lubiących mieć wszystko all inclusive oraz tych, którzy od pięciogwiazdkowego hotelu wolą nocleg pod gwiazdami.
Coraz częściej przekonuję się że należę do tej drugiej i potrzebowałam kilku miesięcy aby sobie to uświadomić...

piątek, 2 stycznia 2015

Nie lubimy robić... (zmian)

Z wielkim hukiem wkroczyliśmy w rok 2015.
 Z fartem wszystkim :) 

Maraton: kartka, długopis i coroczne wypisywanie postanowień noworocznych uważam za otwarty.
Jak co roku wszyscy schudniemy, zmienimy pracę, znajdziemy miłość swojego życia i będziemy bardziej pracować nad sobą...
To nic, że z każdym kolejnym zakończonym dniem w tej samej pracy, w samotności, z chipsami i ciastkami nasze plany niestety się oddalają.
Nie znam żadnej osoby, która w swoich noworocznych postanowieniach wytrwała dłużej niż miesiąc. Poważnie.




Nie wiem jak Wy, ale ja już dawno odpuściłam robienie postanowień świątecznych. Możliwie że z rozsądku, chęci uniknięcia rozczarowań, bądź po prostu ze świadomości swojego"słomianego zapału"...

Strefa naszego komfortu utrudnia nam podejmowanie decyzji, które powodują znaczące zmiany w naszym życiu.
Boimy się tego co nowe, nieznane. Boimy się porażki i niepowodzeń. Jasne, może nie być łatwo ale warto postawić na swoim, aby za jakiś czas być dumnym z podjętych decyzji. Porażki? Zawsze czegoś uczą... Powinniśmy mieć istotny wpływ na to co nam się podoba, z czym nam jest najlepiej.  Szkoda naszego udanego życia i czasu na ciągłe planowanie. Działajmy, może dlatego nie bez powodu spontaniczność uznaje się za najbardziej skuteczną formę podejmowania decyzji.

Zgadzacie się ze mną czy może posiadacie już Waszą listę postanowień noworocznych? :)