środa, 16 września 2015

Wybrałyśmy się do second handu.
Moje rodzinne miasto zdecydowanie może uchodzić za ich zagłębie.

Plączę się nieco zagubiona pomiędzy milionem wywieszonych ubrań nie zawieszając swojego wzroku na niczym konkretnym.
W końcu znajduję coś, co wzbudza moje zainteresowanie.

Ciepły. Szary. Z frędzlami.

Biorę.

Już wyobrażam sobie te wieczorne spacery wśród spadających liści, od teraz zawsze ciepłe.

Pełna entuzjazmu prezentuję moją zdobycz towarzyszce.

-Zobacz co złowiłam! Jest super. Będzie pasował do tego mojego czarnego płaszcza idealnie! - niemalże piszczę z podekscytowania prezentując swoje znalezisko
-K. to jest koc...

/chlip chlip
#będęconajwyżejchodziławkocu


Wrzesień to zdecydowanie mój ulubiony miesiąc. Ok, na równi z majem.

Spadające liście, owoce rosnące jeszcze na drzewach i kubek ciepłej herbaty sączonej na tarasie pod okryciem koca.
Zdecydowanie lubię wrzesień.

O kurczę, to już rok.

Im jestem starsza, tym czas szybciej ucieka mi przez palce.



Życie jest jak jazda na rowerze.
Każdy ruch pożąda stabilności.
Odważysz się na jazdę z jedną ręką na kierownicy i drugą w chmurach.
Czasami się zachwiejesz, jednak po chwili łapiesz równowagę.
Rzadziej odważysz się na jazdę bez trzymanki.
Możliwie że poczujesz bezgraniczną wolność, niezmierzoną przestrzeń.
Możliwie że się przewrócisz.
Wstajesz po upadku, poobijany i przez długi czas nie czujesz się pewnie bez rąk trzymanych na kierownicy...