Godzina 17.10. Siedzimy w KFC, sączymy prawie- już-ciepłą pepsi i czekamy na środek transportu który zawiezie nas z Krakowa do Zamościa. Naszą uwagę przykuwa kobieta która, delikatnie ujmując, rzuca się w oczy w takim miejscu. Ubrana w ciuchy od najlepszych projektantów, mająca torebkę z roziskrzonym logo LV, idealną fryzurę i minę godna pani w wyższych sfer.. Staramy się nie oceniać, nie rzucać zdziwionych spojrzeń w jej kierunku. Jednak mimowolnie sytuacja przykuwa naszą uwagę. Kobieta zbliża się do kasy i pyta dosyć zagubionego ( a może onieśmielonego) młodego sprzedawcę o to , od jakiej kwoty można płacić kartą [znajdujemy się stosunkowo blisko więc mamy okazję przysłuchiwać się ich rozmowie] , po czym wyjmuje połyskujący blankiecik i wtedy ją zauważamy... Obok niej stoi kobieta, ok.czterdziestoletnia, pochodzenia przypuszczalnie kraju arabskiego, z dwójką małych dzieci. Prowadzi monolog wymachując przy tym nadmiernie rękoma. Pod miłosiernym wzrokiem pani bizneswoman cichnie i łamaną polszczyzną wyrzuca z siebie zawartość tablicy reklamowej z produktami KFC. Trzymana przed chwilą karta ląduje w rękach sprzedawcy po czym (przypuszczalnie) matka dzieci odbiera tacę pełną fastfoodowego jedzenia a sponsorka odwraca się i wychodzi. Dzieciaki biegną do stolika i siedzą wymachując nogami czekając na idącą za nimi matkę z tacą. Po chwili zaczynają z apetytem zjadać kolejne produkty...
Jesteśmy co najmniej zdziwieni zaistniałą sytuacją. Niecodzienny widok. Moje zmącone myśli próbują sobie przypomnieć kiedy ja ostatni raz komuś pomogłam/coś kupiłam / wrzuciłam pieniądz. Z ulgą stwierdzam iż dosyć niedawno wsparłam pieniężnie (pięknie !---> ) grającą na zamojskiej starówce na skrzypcach kobietę ( nie pierwszy i , mam nadzieję, nie ostatni raz to zrobiłam ). Przypomina mi się również chłopak który grał na gitarze i intrygującym głosem śpiewał Tolerancję, Soyki. ( Hmm, Sami muzyczni, przypadek? )
Chodź pomaganie innym poprzez dofinansowanie ich budzi sporo kontrowersji ja staram się to robić. Choć nie zawsze ludzie wzbudzający we mnie
fałszywą litość mogą liczyć na moje wsparcie... Pamiętam, że jak byłam mała obiecywałam sobie że zaadoptuję wszystkie psy ze schroniska. Pomysł niezły, gorzej z realizacją. Wydaje mi się, ze chęć pomagania innym wynosi się z domu rodzinnego i zaley po prostu od wychowania. Odkąd pamiętam w moim domu istniała zasada pomagania innym. Czy to dokarmiając wszystkie okoliczne bezdomne koty czy też wspierając WOŚP..
Istnieje wieeeeele organizacji zajmujących się pomaganiem innym stworzeniom.
Czasami niewiele trzeba aby komuś dać coś od siebie...